Cel uswieca srodki - tego nauczyla Matka corke. Nauczyla ja, ze warto klamac i zabijac, aby osiagnac zalozony cel - swietny material na przyszlego przywodce ludzkosci wychowala, nie ma co. ;)
Niektórzy jednak twierdzą, że taki przyszły przywódca "nowej, idealnej" ludzkości to wspaniała okazja odcięcia się od zdegenerowanego "starego człowieka". To światełko w tunelu i jedyna nadzieja na poprawę sytuacji na świecie. Matka dokonała niemożliwego. Uleczyła ludzkość z jej grzechów, a właściwie "zmyła" je jednym ruchem, wprawiając swój "niebiański" plan w ruch. Zniszczyć, żeby stworzyć coś idealnego. Zrobić "potop", aby zanihilować "brud". Jako "Bóg" przecież może sobie na coś takiego pozwolić, a czy cierpienie milionów ma jakieś znaczenie? Nie! Nie dla "Boga - Matki". Wydawało mi się, że jeśli coś jest zepsute to najpierw stara się to naprawić, a nie rozgniata się to na miazgę swoim "bożym" palcem. Widocznie ta koncepcja jest mniej problematyczna. Nie ma co. :)